Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nienia. Murawiew kazał zwłoki uroczyście pogrzebać, a w nagrodę za ścisłe przestrzeganie neutralności całemu bataljonowi zapasowemu polecił wydać buty.
— Gdzie profesor Masaryk?
— W Kijowie. Przyjechał z Piotrogrodu na początku rozruchów.
— Co to za nadzwyczajnie pracowity, ruchliwy i nieznużony starec!
— Tak, pracowity. Urządza teraz specjalne konferencje polityczne dla nas, członków i urzędników naszej Rady Narodowej. Chodzę na te konferencje z najwyższą przyjemnością. On wprost urabia ludzi.
— Zawsze miał dziwną umiejętność zajmowania się młodzieżą.
— Kształtując młodzież, kształtuje przyszłość! — rzekł Ryszan. — Ale też on, jak mało kto, może powiedzieć, że ma swoich ludzi i ma się na kim oprzeć.
— Ze strachem myślę o tem, co teraz będzie...
Na ulicy pokazał się samochód z czerwonym plakatem, opatrzonym złotym napisem: „śmierć burżuazji, przelewającej krew bratnią.“
— No i patrz pan! My jesteśmy bezbronni, zdani na ich łaskę i niełaskę, prześladują nas i dręczą w dzień i w nocy nieustannemi rewizjami, a tu naraz takie hasła, rzucane w tłum dziki, rozwydrzony a uzbrojony. Nie jest to zachęcające do życia i dodające odwagi.
— A ja jestem innego zdania! — odpowiedział Szydłowski. — Ja sądzę, że to wpłynie raczej uspokajająco. Walka, jeśli będzie, to narazie tylko jednostronna, a zatem i łagodniejsza; proletarjat ma