Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nych mi wojsk oświadczyć, że wojskowi Polacy odnoszą się zupełnie spokojnie do przewrotu i nie wezmą w nim udziału.
W miejscowościach jednak, gdzie wojska polskie stoją załogą, nie dopuszczą absolutnie do rabunków i gwałtów nad ludnością cywilną, nie pragnąc widzieć powtórzenia zdarzeń takich, jak w Kałuszu i Stanisławowie.
W obronie ludności cywilnej, bez względu na jej przynależność narodową, wystąpimy z bronią przeciw rabusiom i gwałcicielom pokoju.
— Stanowczo!
— Nawet bardzo! Ale niezbyt dyplomatycznie. Wasz jenerał odpowiada pogróżkami.
— Widać, czuje się na siłach... Ufa sobie!
— No, ja nie wiem — odezwał się któryś z oficerów czeskich. — Jazdę ma ładną, ale piechota słaba i niepewna... W pierwszej dywizji ma coś pięć tysięcy ludzi... Co zrobi jak go nacisną bolszewicy razem z Niemcami?
— E, do tego nie dojdzie! Sami wiedzą, że zmarnowaliby sobie tylko korpus, który im może być bardzo potrzebny. Zresztą, dla nich teraz ważniejszą będzie sprawa z Ukrainą...
— Ukraińcy idą razem z bolszewikami...
— Teraz! Póki jeszcze nie m ają dość wojsk... A przecież ciągle nowe wojska ściągają...
— To dla głosowania podczas wyborów...
— To się pan myli! — stanowczo upierał się przy swojem Ziemba.
I pokazało się że miał słuszność.
Na mieście spotkał Niwiński wkraczający uroczyście do Kijowa pułk imienia hetmana Połubotka.