Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uznają, a w danym razie wyjadą. — Mianowanie bolszewickich komisarzy. Szykanowanie prasy.
— Do djabła! Tego się nie spodziewałem! — mruknął Niwiński. — Cóż za barbarzyńcy!
Czytaj dalej:
— Dziś na poczcie spalono wszystkie pisma. Wojenno-rewolucyjny komitet zamknął „Dzień.“ „Riecz“ zdemolowano, kolporterom odbierano „Nowoje Wremia“ i palono na ulicy. Zamknięto wszystkie pisma burżuazyjne i niektóre socjalistyczne.
Wczoraj Lenin i jego poplecznicy mówili w Smolnym o rewolucji socjalnej. Niektórzy słuchacze wiedzieli, że to nonsensy, drudzy może uwierzyli, większość jednakże była przekonana, że rewolucja socjalna ma oznaczać tylko walkę o jeszcze większą wolność, niż dotychczasowa, co byłoby bądź co bądź dla myśli ludzkiej zdobyczą.
A tymczasem cóż robią ci twórcy socjalnej rewolucji? Pałac Zimowy ostrzeliwano z ciężkich dział. Jedną po drugiej z bezpośredniej bliskości rozstrzeliwano młode dziewczęta z legji kobiecej, wraz z junkrami broniącymi Pałacu Zimowego. Ludzi ściągano ze schodów i rzucano na bruk. Po aresztowaniu ministrów salwami strzelano do piwnic, w których znajdowali się jeszcze junkrzy. Uzbrojeni szermierze socjalizmu jeszcze na drugi dzień rozstrzeliwali junkrów spotykanych na ulicy. „Krasnogwardiejcy“ próbowali gwałcić kobiety.
— W swojem własnem mieście, w swym własnym kraju! Co za ludzie! — pomyślał Niwiński.
— Po aresztowaniu ministrów — czytał dalej — w Pałacu Zimowym postawiono żołnierzy na warcie. Niestety, żołnierze po barbarzyńsku obeszli się z na-