Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Rozdział XV.
ARMATY GRAJĄ.

Ledwo kawiarnię hotelową otwarto, już zjawił się w niej Szydłowski, Ziemba, Ryszan. Niwiński, oczywiście siedział tam od rana. Mieszkając w tym samym gmachu, kawiarnię uważał za swój salon i gabinet.
Opowiadanie Ryszana o nocnych przygodach wywołało wielką sensację. Dziwiono się, dlaczego komenda stawia małe oddziałki na pozycjach, zamiast przetrząsnąć i oczyścić miasto.
— Jeśli oni mają stać, to rozumie się, że nie zapobiegną strzałom z ciemnych zaułków! — rozumował Ziemba.
— Chcą się zamknąć, jak w twierdzy!
— To mi wygląda na słabość lub tchórzostwo! — mówił Szydłowski.
— Jest jedno i drugie prawdopodobnie — dodał Ryszan.
Z ożywieniem rozmawiano o nocnej strzelaninie, dociekając, ktoby mógł strzelać. Zdecydowane, otwarte wystąpienie bolszewików było mało prawdopodobne, jako że wieści mimo wszystko nie brzmiały dla nich zachęcająco. Według informacji dzienników, Kierenskij na czele wiernych rządowi wojsk