Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozbiegła się w tyraljerę i przypadłszy do bruku otwarła żywy ogień w głąb placu i Kreszczatyckiego zaułku. Ktoś się tam zpoczątku zrzadka ostrzeliwał, po pewnym czasie ten ogień ustał. Wówczas i kozacy przestali strzelać i zajęli się swymi rannymi.
Oficer, przyjaciel Ryszana, nie żył. Dwuch kozaków ciężko rannych, pławiło się we krwi.