Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zajął Carskie Sioło i wśród walk wkraczał do Piotrogrodu. Czerwona gwardja ucieka, w Moskwie powstanie bolszewickie zostało stłumione...
— Jakżeby wobec tego bolszewicy ośmielili się wystąpić w Kijowie, gdzie znów tak bardzo mocni nie są! — rozumował Niwiński.
— Tacy to i bolszewicy! — uśmiechnął się z miną wszystko wiedzącego Ziemba. — Dlaczegóż to strzelają w nocy, kiedy nie widać, kto strzela... Najprawdopodobniej są to Ukraińcy...
— A mnie się zdaje, że i jedni i drudzy! — rzekł Ryszan. — Pamiętacie panowie wystąpienie Połubotkowców? Przecież to była najwyraźniej próba przewrotu na rzecz Centralnej Ukraińskiej Rady Narodowej, przeprowadzona przy pomocy podstawionych sił. Dziś zamiast Połubotkowców profesor Hruszewskyj podstawia bolszewików... I nie wiadomo nawet, czy tymi bolszewikami nie są ciż sami dawni Połubotkowcy...
— O, oni mogą być czem zechcą! — roześmiał się Szydłowski. — Każdą rezolucję uchwalą!
— Jednakże jak to łatwo steroryzować takiego olbrzyma jak Kijów! — dziwił się Niwiński. — A skoro tak łatwo, nie dziwię się, iż nęci to tych, którzy nie mają nic do stracenia.
— No, nie byłeś widać na mieście, skoro tak mówisz. Tak bardzo łatwo to znowu nie pójdzie. Przeciw bolszewikom idą junkry — a tych jest w Kijowie parę tysięcy — kirasjerski pułk, kozacy...
— A istotnie, warto-by pójść zobaczyć, jak miasto wygląda! — zaproponował Szydłowski.
— To chodźmy. Przejdziemy się — pogoda piękna.