Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zdaje mi się, że angażowanie się po stronie kozackiej teraz byłoby bardzo niebezpiecznie, bo nie wiadomo, czy oni mają jakie siły... Rozrzuceni wzdłuż całego frontu, a nielubiani przez wojsko, sami są w trudnej pozycji... Gdybyśmy się nieostrożnie angażowali, odwet mógłby być straszny... Początek konfliktu ma pan już dziś w awanturze przeciw tak zwanym polskim „sztrajkbrecherom...“
— Nic nie wiem o tem. Cóż to takiego.
— W Rosji apteki są w rękach Polaków lub żydów. Bolszewicy kijowscy, do których w znacznej liczbie żydzi należą, postanowili domagać się umiastowienia aptek, przez co znikłaby konkurencja, a polskie apteki znalazłyby się w zarządzie aptekarzy żydowskich...
— Chytrze obmyślane!
— O, oni są niezmiernie chytrzy! Na tem tle wybuchł strejk, w którym jednakże farmaceuci polscy udziału nie wzięli, zaś ponieważ dwuch z nich należy do polskiej drużyny bojowej, żydzi podnieśli gwałt, iż ta drużyna osłania łamistrejków i zażądali jej rozwiązania.
— I udało im się to?
— Nie, ale równocześnie pokazało się, iż w Kijowie są ludzie, którym zależy na tem, aby Polacy nie mieli żadnej siły zbrojnej w czasach, kiedy nawet komitety domowe są uzbrojone.
— Więc to żydzi prowadzą z nami walkę o stanowiska, o wpływy?
— Takby z tego wynikało.
Jeszcze jedna noc minęła spokojnie, ale dzień nastał po niej chmurny, zapłakany, pełen złych przeczuć. Ulicami przewalały się tłumy ludzi, przeważnie żoł-