Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Żartował ten pan z mego starego kapelusza. Powiedziałem mu, że nie chcę niepotrzebnie wyrzucać pieniędzy na głupstwa.
— Kup sobie nowy kapelusz! — oburzyła się Hela.
Niwiński, odpowiadając przeczącym ruchem głowy, mówił dalej:
— Na to on: — Mam w domu kask pruski, mogę panu ofiarować. Odpowiedziałem, że aczkolwiek kask pruski wśród ukraińskich „żubrów“ uchodzi za coś w rodzaju konfederatki, ja nigdy nosić go nie będę.
— Doskonale! — roześmiała się Hela.
— A tymczasem zdarzył się taki fakt: Pewien pan, człowiek poważny, dostał z frontu list od swego kuzyna, oficera. Kuzyn doniósł mu, iż w tych dniach między innymi przeszło na stronę rosyjską dwuch żołnierzy niemieckich, Polaków, obu z Sosnowca, gdzie pracowali w fabryce. Dezerterzy ci zeznali, że Niemcy wzięli z Sosnowca stu młodych ludzi, których, po trzymiesięcznej mustrze we Wrocławiu, po kilku wcielili do pułków, głównie na francuskim froncie. Widzisz!
— To bardzo smutne wszystko! — zasępiła się Hela. — Ale może istotnie wojsko po tej stronie jest niepotrzebne?
— Ja wciąż mam wrażenie, że przeciwnie, właśnie tu jest potrzebne! — odpowiedział Niwiński. — Z drugiej strony jednak pewny jestem, że Polska będzie tak czy siak! Wolałbym, żebyśmy sami ją zdobyli, ale wkońcu... Cóż poradzę? A widząc, że nie poradzę nic, nie chcę się do niczego mieszać i dbam tylko o własną małą łódkę na tych wzburzonych od-