Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stwo zatrzymało się przy sztachetach okalających kawiarnię i napawało się rozległym widokiem na miasto.
Niwiński obserwował przez chwilę twarze oficerów rosyjskich.
— W tej chwili wojska Korniłowa już jadą na północ... Może się biją... Losy Rosji ważą się... Ciekawe, czy ci oficerowie wiedzą co o tem, czy ich to co obchodzi?
Twarze Rosjan były zimne, spokojne, obojętne. Podobał im się Kijów, widziany zgóry w świetle pięknego popołudnia.
— Kto ich odgadnie! — myślał Niwiński. — Może co kryją?
Zaś Ziemba huczał swym chropawym basem:
— Jeśli Korniłow nie ma dość sił do przeprowadzenia swego planu, to jego wystąpienie jest zbrodnią, ponieważ jego klęska wzmocni niesłychanie elementy bolszewickie.
W parę dni później „bunt“ Korniłowa został poskromiony. Komendant wysłanego przezeń korpusu jazdy, jakiś jenerał, skończył samobójstwem, nie chcąc snać „wsypać“ osób, które brały udział w intrydze. Minister rolnictwa, Czernow, były socjal-rewolucjonista, dosiadł aeroplanu i tak poprowadził przeciw „reakcyjnym bandom“ Korniłowa garnizon piotrogrodzki, głównodowodzącym został Kiereńskij, szefem sztabu jenerał Aleksiejew, a byłego głównodowodzącego internowano w jego byłej głównej kwaterze, gdzie Tekińcy wzięli go pod swą opiekę. Pokazało się, że cała awantura została sprowokowana przez Kiereńskiego, który łatwowiernego jenerała wywiódł