Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w pole, skompromitował a potem sam z tego skorzystał.
Tak się narazie zakończył epizod rosyjskiego Dumuriez'a.
Ale Kijów mało się tem wszystkiem zajmował. Informacje rządowe były bałamutne i wykrętne, równocześnie zawieszono pisma monarchistyczne, które informacyj przynosiły najwięcej. Stało się jawnem, że Kierenskij, mimo wszystko, jest coraz silniejszym i do czegoś dąży.
— Macie rewolucję! — drwił Ziemba. — Prasa staje się coraz bardziej rządową, coraz mniej wolną. Rząd jest zawsze rządem — carski czy rewolucyjny — wszystko jedno.
— Dzisiejszy aparat rządowy uniemożliwia rewolucję — odrzekł Szydłowski. — Można zrobić zamach stanu, ale nie rewolucję. Społeczeństwo po literacku tylko współczuje — nikt obiadu dla żadnej sprawy, zarobek wyjąwszy, nie poświęci.
Niwiński zauważył, że Czesi mają niewyraźne miny.
— Sakra! — narzekał Ryszan. — Wpadliśmy przez Korniłowa. Jeden z naszych oficerów miał rozkaz zajęcia stacji telegrafu iskrowego — zastrzelił przytem żołnierza, ma iść pod sąd. W Piotrogrodzie w naszych lokalach były rewizje... Poplątało się to wszystko sakramencko...
— A pamiętasz, coś mówił o czerwonej rakiecie?
— Ja się obawiam, że teraz dopiero zrobi się tu czerwono...