Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Żołnierze i robotnicy! Tak, ci mają pieniądze, tych na wszystko stać — i wszystkiego im jeszcze mało.
— Słuchaj-że pan dalej: W Pitrze jest komisja amortyzacji długu państwowego. Wyposażenie urzędników tej komisji przed wojną było bardzo niskie, a że tam nikt nigdy nie miał żadnego interesu, więc o łapówkach ani gadania, rozumie się. Kiepsko. Podczas wojny podwyższono tym ludziom pensję do stu piędziesięciu rubli miesięcznie. Niedawno urzędnicy tej komisji wysłali do rządu deputację z prośbą, aby komisję przeniesiono gdzieś na wieś, bo ze stu piędziesięciu rubli miesięcznie urzędnicy w Pitrze wyżyć już nie mogą. Na poparcie swego żądania przedstawili świadectwo lekarskie, wykazujące, iż z powodu złego odżywiania się między nimi zdarzają się częste wypadki szkorbutu.
— Ale ci nie strajkują!
— A nie... Ci nie strajkują...
Przyszedł Ziemba, zły, zmartwiony.
— Ryga oddana — zahuczał swym niskim, twardym basem. — Nie wiadomo, co jest. Komisarz dwunastej armji Wojtinskij, pisze, że żołnierze bili się jak lwy, a nawet komunikaty mówią już o panicznej ucieczce. Kierenskij łże. Ciekawa rzecz — naprzeciw dwustu tysięcy Niemców stało osiemset tysięcy Rosjan — i nie mogli im dać rady. Niemcy przez dwa mosty przeprawili na drugi brzeg jeden pułk i dwie rosyjskie dywizje zrzucić go w rzekę nie mogły. Ciężkie działa komenda rosyjska musiała wywieźć przed bitwą, bo bała się stracić je.
— Podobno i pod Kowlem jest jakieś przerwanie frontu — dodał Szydłowski.