Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Bajki ucieszne.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przeważnie kiełbie,
Tak wszystko zbałamucił, że gdy tego kupił.
Tamtego zgłupił,
Szacunek zdołał sobie zyskać tak głęboki,
Iż zaliczono go między proroki.
Cóż się stało? Staremu masło, jaja, bułki
Zanoszono za pigułki,
Młodemu chleb i kokoszki
Za proszki.
Obaj znachorzy żyli w nienawiści,
Aliści,
Gdy się jednego razu samotni spotkali,
Bardzo się grzecznie obaj przywitali
I rzekli: — My niby wrogi,
A jedne nas żywią bogi!
Ja gdy „tak" mówię, a ty „nie“ gdy wołasz,
Natury ludzkiej zmienić nie zdołasz.
Jeden kłamie jak drugi, obaj mamy złoto.
Święć się, ludzka głupoto!


TAKŻE LITERAT.

Pewien pan, ciekawością chwalebną wiedziony,
Z za Kaspijskiego morza w nasze przybył strony.
Idealizm niezwykły, ale ideały
Szacunku tylko godne, jakteż i pochwały.

45