Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Bajki ucieszne.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc ci losy odległe z dłoni sobie wróżą,
Ci znów, ciekawi na jego wywody,
Każą mu zgadywać z wody,
Zabobonne kumoszki
Kupują proszki,
Zdrowi, kaleki
Biegają do niego po leki,
Bogate znosząc ofiary
I dary
On brał, co mógł i przywykł żywić się z jałmużny,
Więc zawsze chętny, usłużny,
Radził, gdy go pytano i leczył, jak umiał
I jak najlepiej rozumiał.
O jedno się starał przynajmniej,
By ludziom szkodzić jak najmniej.
Więc, jak umiał, leczył, radził,
A sam pieniążki gromadził.
Lecz przyszedł młody znachor. Ten słysząc, że ludzie
O starym mówią, jak o jakimś cudzie,
Spostrzegł, że grunt-by tutaj znalazł dla swej sztuki.
Spostrzegłszy w wykształceniu czarodzieja luki,
Powyciągał przed ludzi wszystkie jego błędy,
Złośliwy język puścił w te pędy.
Stronników zjednał, spokój zamątał,
Zdania przebiegle poplątał,
A spostrzegłszy, że większość ludzi miała we łbie

44