Oczywiście, że obu przyszło z złą czeladką
Potykać się nierzadko
I jak to zwykle bywa,
Kiedy horda złośliwa
Nie szczędzi swego wroga i środków nie szuka,
Aby go tylko posłać do Kaduka,
Tak i naszych przyjaciół obrzucano kałem.
Z godnych spraw lepszych zapałem.
Cóż było czynić? Widząc, że się nie obroni
Inaczej, pierwszy zaczął nie oszczędzać dłoni
I przy najbłahszej sprawie rznął w pape co siły.
Straszne się z tego brewerje zrobiły.
Widząc, że trudna rada, jął ów konsekwentnie
Grzmocić wcale umiejętnie
Tęgiej używając pięści;
Tak bił w papę coraz częściej.
No, i co z tego wynikło?
Otóż rzeczą było zwykłą,
Że od czasu do czasu jego łapa chłapie
Po cudzej papie.
Krzyk straszny podniesiono, że on brutal dziki
Ówże, słysząc te krzyki
Przestał bić, lecz ujrzawszy się w ostateczności
Znów komuś przetrzepał kości.
Ba, jakie? Bić ma ciągle? Ono i nie trudne, —
Ale koniec końców nudne.
Strona:Jerzy Bandrowski - Bajki ucieszne.djvu/41
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
39