Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Bajki ucieszne.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ledwie tych słów domówił — skrzypną wrota stare;
W progu stanęło jakieś widmo szare.
Karykatura człowieka!
Twarz blada, czaszka łysa i spuchła powieka,
Na grzbiecie garb potężny jak kościelna wieża.
Niezmięszany kaleka pod ambonę zmierza —
Zdziwił się ksiądz na widok ułomności takiej,
A oto któryś z wiernych już mu daje znaki,
Jakby chciał rzecz: — A tego
Któż spartaczył ułomnego? —
Zrozumiał ksiądz, więc w poręcz uderzywszy dłonią
Zawołał: — Wiem, gdzie myśli wasze niskie gonią!
Nic tu nie ma do rzeczy,
I mym słowom nie przeczy
Ten garb, wielki jak twierdza,
On je tylko potwierdza!
Garb ten wielki, potężny, przedziwnie wypukły
Wyście przy nim jak kukły!
Spojrzyjcie, doskonalszy garb wymyśleć trudno
Ja go nazwę rzeczą cudną!
Jako garb nie ma sobie równych, jest wzorowy,
Najlepsze potwierdzenie mej do was przemowy.


SYSTEM.

Było raz dwuch przyjaciół uczciwych — stąd jasno:
Że im między lichymi ludźmi było ciasno.

38