Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Bajki ucieszne.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie rwij się, ja tę sprawę na własne ryzyko
Wziąłbym, bo pocóż słone wypłacać procenty?
Nie wstydź się, gdy zarobisz! Wszakże nie masz renty!
Te rzeczy dziś nie w modzie! Przepyszna taktura
Solidna praca, technika — ot, bzdura!
Nie chcą? Pocóż się męczyć? Masz trzymać na składzie?
Zastanów się a pieniądz znajdziesz w mojej radzie.
Zastanów się! — I wziąwszy ołówek, na stole
Cyfry kreśli, oblicza! — Reklama? Pozwolę
Choćby trzecią część kosztów. Pośrednictwo? Tyle
Proszę, ze mną się nie kłóć, już ja się nie mylę!
A wreszcie masz już w marcu pierwsze obliczenie!
Proszę-że cię, kochanie, zechciej mieć sumienie!
Towar dobry! Wszak mówię: Dziś poszukiwany!
Tobie się nie podoba! Cóż z tego? na rany
Boskie, a któryż kupiec to ma dziś na względzie
Wszak gustu kupujących trzymają się wszędzie,
Od tego kurs! Jak wolisz! Co z tego wynika!
Że zawsze mniej jest zysku, gdzie mniej jest ryzyka!
Zresztą, jak chcesz, cnotliwy mój Aristydesie,
Ta tylko z tego widzę, że na interesie
Nie znasz się! Drugi na to: — Tak się zdaje tobie
Co znasz rynek tutejszy! Ja na eksport robię!
Specjalizacja dla mnie niepotrzebna, raczej
Już chyba co innego, bo sam wiesz, co znaczy

30