Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Bajki ucieszne.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A sam, w pościel wgrążywszy głowę rozmarzoną
W zadumie bezustanku palił papierosy,
Z wierną lampą gawędząc długo na dwa głosy.
Raz rzekł patrząc na lekko falujące dymy:
— Ja i ty — myśmy bracia! W ciemnościach świecimy!
Na to lampa odpowie z lekką złością w głosie:
— Prawda, ja w nocy świecę — ty kopcisz, młokosie.


UCZCIWI.

W pewnej wiosce spór o grunt dwaj wiedli sąsiedzi,
Ten uczciwy, ów zaś łotr; więc, jak zwykle bywa,
Gdy go gnębi sąsiada potwarz albo krzywa
Przysięga, ten uczciwy daremnie się biedzi.
Człek dobry wobec złego bezbronnym jest zawsze,
Ile-że ludzkie prawo — a to najciekawsze
Nie na to, aby wzbronić mogło krzywdzie jakiej!
Lecz wartość ma dopiero, gdy skrzywdzą łajdaki
A choć za zbrodnię karze, przeszkadza jej rzadko,
I tu więc łotr, chcąc skrzywdzić, drogę znalazł gładką.
Więc ogołocił z czego mógł sąsiada
Nie zważając na żonę ani głodne dzieci.
Wciąż oszczerstwami napada —
Jak może niesnaski nieci,

19