Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
WALA w najwyższem pomieszaniu — błagalnie:

Przypomnij sobie! — tam — u leśnego szlachcica, krewnego mojego, gdzieś się chowała po spaleniu zamku twych ojców. — Byłaś prawie dzieckiem... Jagna! — ta wiosna nasza — to upojenie! — Ja dziesięć lat już żyję tem wspomnieniem i zdycham przez to, że to już wspomnienie jest tylko! A kiedy myślałem, że wreszcie... Tutaj los mnie przywiódł... ten posąg... odgadłem... To tyś jest! — Ja wiem, nie byłem ci dosyć — student, szlachcic ubogi — tobie, księżniczce... i dlatego ty wówczas... Dlaczego milczysz? Jagna! Przecież tyś mnie kochała?

MARUNA.

Nigdy!

WALA z przerażeniem:

Nie mów!... nie odbieraj mi... Ja tem żyję! Pójdę zaraz... Skłam, a powiedz, żeś mnie kochała! —

MARUNA.

Nigdy.

WALA z rozpaczą:

Więc czemże było to wszystko? twoje pocałunki? twój dreszcz w mych ramionach? —

MARUNA ze wstrętem:

Ah!