Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Po chwili:

Wiedz-że, iż ze wstrętem, wstydem, z odrazą myślę o tych dniach, które ty nazywasz szczęśliwemi! — Zapomniałam już o nich była, jak o błocie, które przedwczoraj zawalało mi trzewice, ale tyś mi sam przypomniał, ty — głupcze! który sądzisz, żem ja cię kochała!

WALA.

Jagna! —

MARUNA.

Dzieckiem ja byłam; budziły się we mnie tęsknoty, pragnienia, krew moja młoda we mnie się rozbudziła, moja dumna, książęca krew! — ty, jak złodziej, kradłeś każdy jej dreszcz nieświadomy, nie dając mi w zamian nic, nic, nic! — żebraku! Niczem dla mnie byłeś, — a dzisiaj jesteś ohydny! Nienawidzę cię! — precz! —

Odwraca się.
WALA
stoi przez chwilę, jak gromem rażony, — potem nagle wybucha:

Ha, ha! więc pani bawić się raczyła mną, swym pachołkiem! krwi swojej gorącej upust jeno dawała, a ja, szaleniec! życie zmarnowałem przez to! — I dzisiaj — jak pies pokorny — łasić się tu jeszcze przychodzę i żebrać — o jedno kopnięcie nogą! Hej, ty jasna pani! pies i gryźć potrafi!