Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
KLUCZNIK zbliża się do pana, który w głębokiej zadumie usiadł był pod oknem.
KUNO wznosi naraz głowę.

To syn twój?

KLUCZNIK.

Tak, panie. Znacie go. Jedyna to moja pociecha, to chłopię...

KUNO.

Twój syn, twój... Czy wiesz napewno, że twój?

KLUCZNIK.

Wiecie, panie, że żona moja leciwa już była i nie zbyt powabna, kiedy on przyszedł na świat...

KUNO.

Tak, tak, — miałeś na tyla rozumu, żeś nie wziął na starość młodej i pięknej żony — i nie potrzebujesz teraz jej gachów wyłapywać...

KLUCZNIK.

Panie...

KUNO spokojnie:

Odejdź już. Mrok pada. Niechaj tu wniosą pochodnie. A ty każ na dole w sali rycerskiej zastawić mięsiwo, beczki miodu i piwa dla gości,