Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odry. Moja kochana, mała kobietko, dziecko niezawsze umiera, gdy kichnie, dom nie spala się do szczętu, a niańka nie ucieka z żołnierzem, zaledwie wyjdziecie za próg domu, kot zaś niezawsze skacze do gardła ukochanemu dzieciątku, zaledwie odejdziecie od jego łóżeczka. Zbyt się zamęczacie tem kurczątkiem, ale nie zamęczajcie też innych. Pomyślcie trochę o innych obowiązkach, a wasze miłe twarzyczki nie będą wiecznie zachmurzone, w salonie zaś będzie wam również wesoło, jak i w pokoju dziecinnym. Pomyślcie trochę o swojem dużem dziecku. Niech i ono czasem się zabawi, niech i ono będzie popieszczone, niech i ono niekiedy z wami się pośmieje. Tylko pierwsze dziecko zabiera kobiecie wszystkie chwile. Pięcioro, albo sześcioro nie wymaga tyle starań, co jedno. Ale złe już się stało. Dom, gdzie dla niego zabrakło miejsca, a żona zbyt jest zajęta, by o niem myśleć, traci wszelki urok dla waszych nierozsądnych mężów, którzy nauczyli się już gdzieindziej szukać spokoju i rozrywki.
Ale dosyć, dosyć. Jeżeli będę mówił dalej w tym tonie, pozyskam opinję nieprzyjaciela dzieci. Bogu zaś wiadomo, że nim nie jestem. Czyż można uczuwać nienawiść, patrząc na niewinne ich twarzyczki, tak bezradnie zwrócone w stronę olbrzymich wrót, wiodących na świat?
Świat, maleńki, ziemski światek! Jaki tajemniczy i olbrzymi wydawać się musi dziecięcym