Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

teorji z dwóch lub trzech ludzi (zależnie od ich wartości), powstanie nowa, szlachetniejsza istota, zdolna do podnieślejszego istnienia. Teraz już człowiek składa się z kilku natur zwierzęcych.
— I w panu i we mnie są wszystkie zwierzęta, — mówił, wskazując palcem naprzód na mnie, potem na siebie, — małpa, tygrys, świnia, kokoszka, kogut, pracowita mrówka. W taki sam sposób przyszły człowiek będzie się składał z kilku ludzi. Będzie miał męstwo jednego, mądrość drugiego, dobroć trzeciego.
— Weź pan, naprzykład, kogoś z City, — mawiał nieraz, — no, choćby lorda mera, dodaj do niego poetę, choćby Swinburne’a, zmieszaj ich z fanatykiem religijnym, przypuśćmy z generałem Boots’em. Otóż masz człowieka, zdolnego do wyższego życia. Uważał, że Garibaldi i Bismarck stanowiliby doskonałą, wzajemnie dopełniającą się mieszaninę; w razie potrzeby możnaby ją przyprawić Ibsenem. Był przekonany, że Tołstoj i kilku wesołych hultajów w połączeniu z jakimś humorystycznym pisarzem (był tak uprzejmy, że zaproponował moją osobę), stanowiliby coś bardzo niezłego. Teorja ta, opowiedziana mojemi słowami, może się wydać nieco dziwaczna, staruszek wszakże przedstawiał ją tak poważnie, że nie przyszło nam nawet na myśl śmiać się z jego zwierzeń. Przeciwnie, kiedy wracaliśmy nieraz od pracy w księżycowe noce i stanąwszy na moście Waterloo, przyglądaliśmy się czarodziejskim ogniom na nie-