Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

hukiem — jeszcze pod górkę, jeszcze przez kałużę głębiej kostek — naprzód, naprzód, żeby chociaż o pierś — nie! równo idą oba zaprzęgi, tyle w nich tylko woli i sił, aby się nie dać wyprzedzić, na to zaś, by jeszcze dodatkowy zryw wykonać i wyrwać się ku czołu — sił już nie staje.
I tak doszli do mety. Pierś w pierś. Wyczerpani, zziajani, ale radośni, tem wspólnem i nierozerwanem zwycięstwem — zespoleni. Zarazem jednak tembardziej zażarci do dalszych rozgrywek — zwłaszcza „Czwartacy”, którzy z drużyny wynieśli zamiłowanie do rywalizacji — —i do zwycięstw. Okazało się to wieczorem, gdy jedni i drudzy rozbili biwaki.


∗             ∗

Księżyc tej nocy wyszedł na niebo ogromny. Daremnie jednak świecił nad biwakiem Hubertowej gromady. Nie zaimponował nikomu, bo bractwo chrapało jak susły. A ten jedyny, który mógł srebrnego kawalera podziwiać, wartownik, — spoglądał nań, przeciwnie, z niezadowoleniem i niecierpliwie czekał, kiedy go chmury osłonią ciemnym zawojem.
Doczekał się. Wtedy wpełzł do namiotu i zbudził Tarzana. Ten, choć zmorzony trudem dnia, wytrze-