Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciągnięta, lecz nadawca nie przekazywał dalszego rozkazu, choć go obaj konkurencyjni telefoniści kusili słodkiemi głosami. Żądał podania mu odległości, która mogła zostać obliczona tylko po wykonaniu szkicu. Miała to być odległość wzdłuż cięciwy, poprzez gąszcz i mokradła przeciągniętej między dwoma punktami drogi wijącej się wśród lasu.
Nie było to tak proste — wymierzyć na szkicu w milimetrach, przeliczyć wedle podziałki na metry, o, nie była prostą przeszkoda ani ta, ani następna, z dziedziny „mistrza do wszystkiego“, do której przytem i dostęp był fatalny, przez bagna, gdzie ustawiczne podkładanie desek pod koła wózków na 100 metrowej przestrzeni dobrze przygięło karku obu zastępom, a i na tem nie był koniec, bo trasa wwiodła między olszynowy gaj, dalej zaś nad jezioro…
To też, gdy na ostatnim półkilometrze przed metą wychynęły w końcu z zarośli oba wózki w otoczeniu zziajanych, zgiętych od trudu chłopaków — zapadł już mrok. Szeroką, dworską drogą pędziły w tumanie kurzu obok siebie.
Szleje szarpią wstecz, palą odparzeniami na obojczykach, w butach doskwierają ułamki żwiru i kamyki, język przysycha do podniebienia, nic to: naprzód. Oczy łzawią się od kurzu. Serca walą z