Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie o krok wprzód za każdym razem, gdy tobie miotającemu się w skurczach przy pompie, udaje się wywołać strumień wody, który wtedy oczywiście zbryzguje wierzch beczki. Dajmy na to…
Ale wtedy — ruszyć naprzód, przejechać właściwą drogę i zatrzymać się przed właściwym domem! O bogowie… to trzeba zrobić kilkanaście razy. Ani razu nie wystarzcza prośba „wio”, „prr”, czy namowa biczyska. Nie byłby osłem.
Trzeba zaprzeć się obiema nogami przede łbem 1 ciągnąć go na siebie. Ale zaleca się uwagę, bo zwierz ma dwojaką taktykę. Albo ze zdolnością salonowej histeryczki „załamuje się psychicznie” — i wtedy przepadłeś. Podwija nogi, kładzie się na drodze i bez dodatkowej pomocy nie podniesiesz go. Bić nie pomaga: trzeba go dźwignąć na drągach i postawić na nogi. To mu sprawia szaloną rozkosz: od tej chwili staje się jak baranek. Albo stosuje inny system, ten właśnie, co dziś. Gdy tak zapierasz się przed nim, cały podany do tyłu, on — rusza z kopyta! Chwytasz się grzywy, szlei, dyszla, bo cię rozjedzie, ta rzymska kwadryga. Potem kozackim procederem wydobądź się spod brzucha bydlaka i uwieszony u jego szyi, ryj obcasami ziemię, aby jakoś rozszalałego Rossynanta zahamować. Stanie o kilkanaście kroków zadaleko i będziesz musiał do-