Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i czekał. Wózki poczęły przystawać. Jeszcze chwilami skrzypiały szprychy i dyszle, konie, parskając, machały ogonami.
Cisza robiła się niepokojąca.
Od strony pola słychać było sygnał podawany przez coraz to inne gwizdki. Od ziemi zaczęły się odrywać sylwetki ludzi. Ciężkim krokiem rozdudniło się pole. Hełmy zrosły się z bagnetami na tle szarzejącego horyzontu.
Piechota brała krok. Coraz dalej, coraz głębiej w pole wrzynał się łańcuch tyralierzy. Z za krzaków wysypały się biegiem drużyny karabinów maszynowych.
Z boku prychnął motocykl, zakrztusił się mieszanką i ścichł. Od motoru doleciał głos:
— Szott! rozkaz dla drużyny!
Hubert zeskoczył z fury i biegiem dopadł motocykla, Rozdarł kopertę i wtuliwszy głowę w przyczepkę motocykla oświetlił latarką kartkę z rozkazem. Za chwilę był już przy swoich.
— Panie sierżancie, proszę czytać. Chłopcy, uwaga! Sprzęt chwyć, grupami zbiórka!
Przy wozach zrobił się ruch. Szamotanie, brzęk żelaza, ciągniętych skrzynek. W krótkich kurtkach brezentowych chłopcy zwijali się szybko. Jeszcze chwila zamętu. Wreszcie cisza.