Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie szkodzi, nie szkodzi. Niech się smyki nauczą twardej szkoły życia.
— Tak, dobrze ci mówić… — westchnęła z żalem matka Konrada.


∗             ∗

Konrad owinął się mocniej w kurtę z brezentu, podsunął skrzynkę pod ławkę i zamarł nadal w półdrzemce. Bidka turkotała łagodnie po piasku. Na tle szarzejącego nieba z ledwością widać było sylwetkę żołnierza woźnicy. Zwoje drutu, aparaty telegraficzne, drągi i plecaki chłopców zabrały dużo miejsca w wozie. Chłopcy siedzieli skurczeni, z kolanami zgiętemi prawie pod brodą. Do tego jeszcze dołączał się chłód wiosennego poranka.
Biedki jechały jedna za drugą. W pierwszych jechali żołnierze, sierżant z PW i skrzynie, skrzynki, w dalszych — Hubert i reszta chłopców.
Drzewa po bokach drogi i chałupy poczynały dopiero przybierać na wyrazistości.
Hubert z ledwością dostrzegł wskazówki na zegarku.
Już powinno się zacząć! — szepnął do siebie.
Poprawił płaszcz, domacał się w kieszeni gwizdka