Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, panie Józefie, a pierwszy transport obliczył pan?
— Nie jeszcze, ale będzie ładnych parę tysiączków. Dobrze, że Wojdakowski był w tej starościńskiej komisji. Ślepy bałwan jest zupełnie. Jeszcze jak chwalił, że tyle prętów w płytach. To dobre!
Obydaj śmieli się głośno, po chamsku.
— To i dobrze. Najważniejsza rzecz — resztę pustych płyt usunąć.
Przez chwilę słychać szelest papieru, potem rozwijanie jakiegoś rulonu. — O, tędy puścimy fury, zamówiłem już je na drugą w nocy jutro. A tę resztę…
Dalszego ciągu chłopcy nie mogą dosłyszeć, mimo że natężają słuch, ile tylko można.
Więc to jutro? — no, to dobrze!
Zaworowicz podchodzi do okna, wypuszcza kłąb dymu z ust.
Chłopcy przytulili się do muru. Ale nic! dobrze, że nie wyjrzał. Serca walą mocno, zda się, że wlazły pod gardło i tu rozsadzają tętnice.
— Panie Marianie, można zamknąć okno, bo jakoś mi się zimno robi.
Słychać trzask zamykanego okna, potem cisza. Nic nie słychać. Okno szczelnie zamknięte nie prze-