Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słyszą jego głos wśród siebie, a on pod ramię z nimi, jakgdyby od początku tak szedł, włącza się do rozmowy — jeżeli się to uda, może być grubszy krzyk i rwetes. Jak wam poszło?
— Trudno było. Tamci deptali nam po piętach. Ale wykręciliśmy cały szlak w takie wertepy…
— …że napewno tego szlag trafi, kto na ten szlak natrafi — wtrącił do rozmowy Adek.
— Tarzan zjeżdżał nosem z urwiska, wiesz, z tego od cegielni…
— Tak — przytwierdził Tarzan — urwały się ze mną 2 metry gruntu, byłby się pocharatał, ale Adam rzucił mi linę…
— I to tamtędy będą?…
— Tss — stłumił go Hubert — ściany mają uszy. Do niedzieli musi być tajemnica jak mur.
W ciasnem miejscu rozbili się na dwójki; od przodu słychać było, jak Tarzan klaruje Konradowi, gdzie byli, co robili i co z tego wynikło, Hub zaś z Adamem mówili o oglądanych przez siebie w ciągu całego popołudnia i wieczoru „apelach wycieczkowych“ zastępów „Czwórki”, której Hubert był Drużynowym, Adam zaś pełnił nieokreśloną bliżej funkcję „przybocznego programowego“.
— Z pośród młodszych zastępów najładniej urządziły harce przed ogniskiem „Jelenie” — mówił drużynowy.