Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

munta Pakoszcza w swego rodzaju „wyprawy po złote runo” dla celów Pomocy Zimowej Bezrobotnym. Najwięcej się w tem wyspecjalizował Zygmunt ze swoją dwójką. Jeździli po dworach na nartach. Przy bramie folwarku zapalali łuczywo, a jeden dął w trąbkę. Gdy dziedzic wyjrzał oknem, Zygmunt trzymał orację, że jako dawniej w zbrojnej potrzebie gońcy z wiciami, tak dziś się wzywa pospolite ruszenie!… Ślachcic się wzruszał i rozwierał spichrze.
Mniej sprężyście poszło z „pogotowiem korepetytorskiem”. Rąbiel z Pakoszczem trwali na posterunku przez długi czas niezmordowanie, lecz niemniejszą wytrwałość wykazali kandydaci na pacjentów pogotowia, którzy wagarowali im, jak umieli, a umieli to nieźle. W rezultacie „pogotowie” do tego tylko się sprowadziło, że Pakoszcz jedną parę sztubaków, a Hubert owego rozamorowanego Władka wyciągali za uszy ze szkolnych nieszczęść. Ale jednak było, ratowało honor…
Mietek Rąbiel nie wytrwał w tej pracy dlatego, że wpadł w inną manję. Razem ze swym przyjacielem, Niedźwiedzkim, nieharcerzem, oraz z Romanem Sobczakiem z „ósemki“ biegali do świetlicy Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dziecka, aż na „Maderę“, gdzie porozumiawszy się z wszech-