Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

korytarzu: — Niech żyje wolna myśl! — Bo z tego wszystkiego całkiem zgłupiał.
— A pan Bretschneider już tu nie bywa? — pytał Szwejk.
— Był tu parę razy — odpowiedziała pani gospodyni — wypił piwo, albo dwa, pytał, kto tu bywa, i przysłuchiwał się, jak goście rozmawiają o footbalu. A jego podrzucało, jakby miał dostać ataku furii i wielkiej choroby. Przez ten cały czas nabrał tylko jednego tapicera z ulicy Przecznej.
— To rzecz wprawy — rzekł Szwejk. — Czy ten tapicer był głupi człowiek?
— Taki jak mój mąż, mniej więcej — odpowiedziała z płaczem. — Pytał się go czy strzelałby do Serbów. A on odpowiedział, że nie umie strzelać, że był razu pewnego w strzelnicy i postrzelał tam całą koronę. Potem słyszeliśmy wszyscy, jak pan Bretschneider rzekł, zapisując sobie w notatniku: — Patrzcie państwo, znowuż taka ładna zdrada stanu — i zabrał z sobą tego tapicera z Przecznej ulicy, który już nie wrócił.
— Dużo jest takich, co już nie powrócą — mówił Szwejk. — Proszę o rum.
Właśnie zamawiał sobie Szwejk drugą porcję rumu, gdy do szynkowni wszedł cywilny policjant Bretschneider. Rzuciwszy pobieżne spojrzenie na Szwejka, kazał sobie podać piwa i czekał, co powie Szwejk.
A Szwejk, zdjąwszy z wieszaka jakąś gazetę i przeglądając ostatnią stronicę ogłoszeń odezwał się:
— Patrzcie państwo, niejaki pan Czimpera w Straszkowie, numer piąty, poczta Raczynie — wieś, sprzedaje gospodarkę z trzynastoma morgami własnego pola. Szkoła i kolej na miejscu.
Bretschneider nerwowo bębnił palcami i zwracając się do Szwejka, rzekł:
— Dziwię się, że pana takie gospodarstwo zajmuje, panie Szwejk.