Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach, to pan — rzekł Szwejk wyciągając rękę na przywitanie. — Nie poznałem pana od razu, bo mam bardzo słabą pamięć. Ostatnio widzieliśmy się bodaj że w kancelarii przyjemczej dyrekcji policji, prawda? Co pan porabiał w tym czasie? Czy zachodzi pan tu często?
— Dzisiaj przyszedłem tu, żeby się spotkać z panem — rzekł Bretschneider. — W dyrekcji policji powiedziano mi, że pan sprzedaje psy. Potrzebuję ładnego ratlerka albo szpica, czy coś w tym rodzaju.
— Mogę panu służyć psami każdego gatunku — odpowiedział Szwejk. — Życzy pan sobie zwierzę rasowe czy też zwyczajne?
— Sądzę — odpowiedział Bretschneider — że lepiej od razu wziąć rasowe zwierzę.
— No, a psa policyjnego nie życzyłby pan sobie? — zapytał Szwejk. — Takiego, mianowicie, który natychmiast wszystko wytropi i naprowadzi na ślad zbrodni? Ma takiego psa jeden rzeźnik we Wrszowicach, a ten pies wozi wózek, bo, jak to się mówi, minął się ze swoim powołaniem.
— Chciałbym jednak szpica — ze spokojnym uporem mówił Bretschneider. — Szpica, który by nie kąsał.
— A więc życzy pan sobie szpica bez zębów? — zapytał Szwejk. — Wiem o takim szpicu. Ma go pewien właściciel gospody w Dejwicach.
— No, to już lepiej ratlerka — ozwał się zakłopotany pan Bretschneider, którego wiadomości o psach były bardzo nikłe i gdyby nie rozkaz dyrekcji policji, to nigdy nie byłby się psami interesował.
Ale rozkaz był jasny i wyraźny: zapoznać się bliżej ze Szwejkiem, korzystając z jego handlu psami, a w tym celu miał prawo dobrać sobie pomocników i rozporządzać pewnymi sumami na kupno psów.
— Ratlery są większe i mniejsze — rzekł Szwejk. — Wiem o dwóch małych i o trzech większych. Wszystkich