Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, to już sobie tydzień odsiedział — rzekł Szwejk.
— On był taki ostrożny — płakała Paliwcowa — sam to ciągle o sobie powtarzał.
Goście w szynkowni uparcie milczeli, jakby po izbie błądził duch Paliwca i napominał ich do jeszcze większej ostrożności.
— Ostrożność to matka mądrości — rzekł Szwejk, zasiadając do stołu nad szklanką piwa. W pianie tego piwa były dziurki od łez pani Paliwcowej, która płakała, podając Szwejkowi piwo. Dzisiejsze czasy są takie, że zmuszają człowieka do ostrożności.
— Wczoraj mieliśmy dwa pogrzeby — zmieniał temat rozmowy kościelny z kościoła św. Apolinarego.
— Widać ktoś umarł — rzekł drugi gość, a trzeci dodał pytanie:
— Czy te pogrzeby były z katafalkiem?
— Chciałbym wiedzieć — rzekł Szwejk — jakie teraz w czasie wojny będą pogrzeby wojenne.
Goście wstawali, płacili, co się od nich należało, i bez słowa wychodzili. Tylko Szwejk został sam na sam z Paliwcową.
— Nawet nie byłbym pomyślał, żeby niewinnego człowieka skazywali na dziesięć lat — rzekł Szwejk. — Że jednego niewinnego skazali na pięć lat, o tym już słyszałem, ale na dziesięć, to trochę za dużo.
— Bo mój chłop się przyznał — płakała Paliwcowa — do tego, co tutaj mówił o tych muchach i o tym obrazie, i powtórzył to w dyrekcji policji i w sądzie. Byłam w sądzie na sprawie jako świadek, ale cóż ja tam mogłam świadczyć, kiedy mi powiedzieli, że jestem w stosunku pokrewieństwa i że mogę się zrzec świadczenia. Ja się tak wystraszyłam tego stosunku pokrewieństwa, żeby z tego nie było jeszcze czego gorszego, i zrzekłam się świadczenia, a mój biedny stary tak na mnie spojrzał, że do samej śmierci nie zapomnę tego spojrzenia. A potem po wyroku, kiedy go odprowadzali, krzyknął tam na