Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nym. Zawsze się dziwiłem, na co są te karteczki z napisami, że na podłogę pluć nie wolno, a teraz widzę, że to dla pana. Muszą pana już wszędzie dobrze znać.
Surowy pan czerwienił się i bladł na przemian i starał się odpowiedzieć potokiem wyzwisk pod adresem Szwejka i feldkurata.
— Skończyłeś pan? — zapytał Szwejk spokojnie, gdy z ust gościa padły ostatnie słowa: „obydwaj jesteście gałgany“ i „jaki pan, taki kram“. — Czy może chce pan słowa swoje jeszcze jakoś uzupełnić, zanim spadnie pan ze schodów?
Ponieważ surowy pan był już tak dalece wyczerpany, że na myśl nie przyszła mu żadna porządna uwaga, więc milczał. Szwejk rozumiał milczenie po swojemu, że na uzupełnienie wyzwisk nie ma co czekać.
Otworzył więc drzwi, ustawił w nich surowego pana twarzą ku sieni i — takiego shoota nie byłby się powstydził najlepszy gracz najlepszego międzynarodowego mistrzowskiego zespołu piłki nożnej.
Za surowym panem, spadającym ze schodów, leciały słowa Szwejka:
— Na drugi raz, jak się pójdzie z wizytą między porządnych ludzi, to trzeba zachowywać się przyzwoicie.
Surowy pan długo chodził pod oknami i czekał na feldkurata.
Szwejk otworzył okno i przyglądał mu się.
Wreszcie gość doczekał się powrotu gospodarza, który wprowadził go do pokoju i wskazał mu krzesło obok siebie.
Szwejk bez słowa przyniósł spluwaczkę i postawił ją koło gościa.
— Co wy robicie, Szwejku?
— Posłusznie melduję, panie feldkurat, że już miałem z tym panem nieporozumienie o plucie na podłogę.
— Opuśćcie nas, Szwejku; mamy do załatwienia sprawy osobiste.