Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szwejk zasalutował i rzekł:
— Posłusznie melduję, że pana feldkurata opuszczam.
Poszedł do kuchni, a w pokoju toczyła się tymczasem bardzo interesująca rozmowa.
— Przyszedł pan po pieniądze, dane mi na weksel, jeśli się nie mylę? — zapytał feldkurat swego gościa.
— Tak jest, mam nadzieję...
Feldkurat westchnął.
— Człowiek znajduje się niekiedy w takiej sytuacji, że nie pozostaje mu nic innego, tylko mieć nadzieję. Co za piękne słowo: „Ufaj!“ Najpiękniejsze z trojga słów, które wznoszą człowieka ponad chaos życia: wiara, nadzieja i miłość.
— Mam nadzieję, panie feldkuracie, że suma...
— Ma pan rację, szanowny panie — przerwał mu kapelan. — Mogę panu jeszcze raz powtórzyć, że ufność krzepi człowieka w walce z życiem. Niech i pan nie traci nadziei. Bardzo to pięknie mieć pewien ideał, być niewinną, czystą istotą, która pożycza pieniądze na weksle i ma nadzieję, że należność otrzyma. Niech pan się nie pozbywa nadziei i ufa stale, że spłacę panu tysiąc dwieście koron, gdy w kieszeni mam niecałych sto.
— A więc pan feldkurat...
— A więc ja istotnie — odpowiedział kapelan.
Twarz gościa przybrała znowu wyraz uporu i złości.
— Panie, to jest oszustwo — rzekł wstając.
— Niech pan się uspokoi, szanowny panie...
— To oszustwo! — krzyczał uparty gość. — Nadużył pan mego zaufania!
— Mój panie — rzekł feldkurat — panu jest koniecznie potrzebna zmiana powietrza. Tu jest zbyt duszno.
— Szwejku! — wołał w kierunku kuchni. — Ten pan życzy sobie wyjść na świeże powietrze.
— Posłusznie melduję, panie feldkurat — mówił nadchodzący Szwejk — że już go raz wyrzuciłem.