Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kapelan uspokoił się i malutkimi świńskimi oczkami wyglądał z dorożki, nie wiedząc, co się z nim dzieje.
Stracił zupełnie przytomność i zwracając się do Szwejka, rzekł:
— Otwórzcie mi, kobietko, klozet pierwszej klasy. — Próbował spuścić spodnie.
— Zapniesz mi się zaraz, ty prosię! — krzyknął nań Szwejk. — Już cię znają wszyscy dorożkarze. Już się raz porzygałeś w dorożce, a teraz jeszcze takie rzeczy! Nie myśl, bratku, że znowu ci będą kredytowali, jak kiedyś.
Feldkurat melancholijnie wsparł głowę na dłoni i zaczął śpiewać:

Mnie już nikt nie kocha...

Przerwał wszakże tę piosenkę i rzekł: — Entschuldigen sie, lieber Kamerad, sie sind ein Trottel, ich kann singen, was ich will.
Próbował gwizdać jakąś melodię, ale zamiast gwizdania spłynęło mu z warg takie potężne: „prr“, że konie stanęły.
Gdy na wezwanie Szwejka dorożkarz ruszył dalej, kapelan zaczął zapalać cygarniczkę.
— Nie chce się palić — rzekł zrozpaczony, gdy popsuł całe pudełko zapałek. — Wy mi gasicie zapałki.
Zgubił wątek myśli i zaczął się śmiać:
— To ci, bracie, szpas! Jesteśmy tylko my dwaj w tramwaju, prawda, panie kolego? — Zaczął szukać po kieszeniach.
— Zgubiłem bilet jazdy! — krzyczał. — Stanąć proszę, bo muszę szukać biletu.
Zrezygnowany machnął ręką: — Niech jadą...
Potem mruczał pod nosem:
— W najliczniejszych przypadkach... Tak jest, w porządku... We wszystkich przypadkach... Pan się myli... Drugie piętro?... To wykręty... Nie o mnie chodzi, ale o szanowną panią... Płacić... Mam czarną kawę...