Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeden z dorożkarzy oświadczył, że tego pana bardzo dobrze zna, że już go raz wiózł i więcej go nie powiezie.
— Porzygał mi wszystko w dorożce — wyraził się jak najpotoczniej — i nie zapłacił za kurs. Przeszło dwie godziny go woziłem, zanim trafił wreszcie do swego mieszkania. I dopiero po tygodniu, gdy zachodziłem do niego ze trzy razy, dał mi za to wszystko pięć koron.
Po długich targach zdecydował się jeden z dorożkarzy zawieźć feldkurata do domu.
Szwejk powrócił do swego pana, który spał. Czarny melonik (ubierał się zazwyczaj po cywilnemu) zdjął mu tymczasem ktoś z głowy i zabrał sobie.
Szwejk zbudził go i przy pomocy dorożkarza usadowił w dorożce. Tymczasem kapelan popadł w zupełną prostrację i zaczął traktować Szwejka jako pułkownika Justa z siedemdziesiątego piątego pułku piechoty i raz za razem powtarzał:
— Wybacz, kolego, że cię tykam. Jestem prosię.
W pewnej chwili zdawało się, że skutkiem trzęsienia się dorożki odzyskuje przytomność. Usiadł prosto i zaczął śpiewać strofkę z nieznanej Szwejkowi piosenki. Być może, iż była to jego improwizacja:

Wspominam te złote czasy,
Gdy mnie darzył pieszczotami,
Mieszkaliśmy na Merklinie
Ach, pod Domażlicami.

Po chwili popadł znowu w stan prostracji i zwracając się do Szwejka mrużył jedno oko i pytał:
— Jak się szanowna pani dzisiaj miewa? Czy wyjeżdża pani dokąd na letnie mieszkanie? — pytał uprzejmie, a ponieważ w oczach mu się dwoiło, dodał: — Szanowna pani ma już dorosłego syna? — Palcem wskazywał na Szwejka.
— Siedzieć! — krzyknął Szwejk, gdy feldkurat usiłował stanąć na siedzeniu. Nauczę ja cię moresu!