Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W półśnie zaczął się sprzeczać z jakimś domniemanym nieprzyjacielem, który odmawiał mu rzekomo prawa do siedzenia przy oknie restauracji. Potem zaczął dorożkę uważać za pociąg, wychylał się i wykrzykiwał po czesku i po niemiecku na całą ulicę:
— Nymburg! Przesiadać się!
Szwejk pociągnął go ku sobie, a feldkurat, zapomniawszy o pociągu, naśladował różne głosy zwierząt. Najdłużej naśladował koguta, a jego zwycięskie kukuryku słychać było w całej okolicy.
Był w ogóle bardzo ruchliwy i przedsiębiorczy, usiłując wypaść z dorożki i wyzywając mijanych przechodniów od uliczników. Potem wyrzucił z dorożki chustkę do nosa i krzyczał, że trzeba stanąć, bo zgubił swoje toboły. Wreszcie zaczął opowiadać:
— W Budziejowicach był jeden tambor. Ożenił się. Po roku umarł. Czy to nie świetna anegdotka? — Wybuchnął śmiechem.
Przez cały ten czas Szwejk był dla kapelana surowy i bezwzględny.
Przy różnych żarcikach feldkurata, jak na przykład przy próbie wypadnięcia z dorożki, rozdarcia siedzenia, Szwejk dawał mu sójkę w bok, co kapelan przyjmował z zupełną obojętnością.
Tylko raz spróbował zbuntować się i wyskoczyć z dorożki, oświadczając, że dalej nie pojedzie, bo wie, że zamiast do Budziejowic, jadą do Podmokli. W ciągu minuty Szwejk zlikwidował ten bunt całkowicie i zmusił feldkurata, aby siedział przyzwoicie, a jednocześnie pilnował, aby pijany nie usnął. Napominał go też delikatnie:
— Nie śpij, ty zdechlaku!
Feldkurat popadł nagle w melancholię i ze łzami w oczach jął wypytywać Szwejka, czy miał matkę.
— Ja, ludzie kochani, jestem na tym świecie sam! — pokrzykiwał żałośnie. — Ulitujcie się nade mną!