Strona:Jarema.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie bez obawy więc patrzała na siwe wąsy pułkownika, które się znowu ruszać poczęły. Pułkownik mówił daléj:
— Jestem zatém tego zdania, aby Władzio zaczął gospodarować na swojém i powoli dorobił się lepszéj pozycyi w świecie i konsyderacyi u ludzi. A że dotychczas nie ma właściwie nic swego..
Proboszcz odchrząknął z widoczném niezadowoniem, puknął dwoma palcami w tabakierkę i przerwał gadatliwemu pułkownikowi:
— Krótko mówiąc: rzecz idzie, pani dobrodziéj, o kupno tutejszych tak zwanych pustek.
Wdowa widocznie ochłoneła z trwogi. Więc to chodziło tylko o kupno pustek...


Dla nieznających stosunków galicyjskich, winniśmy wytłumaczyć, co to są tak zwane „pustki.“
Pustki, są to grunta wiejskie, opuszczone przez włościan. We wsiach Galicyi jest mnóztwo takich pustek. Dawniéj można je było zdala rozpoznać. Gdzieś na uboczu, za wsią, pomiędzy parowem, zazwyczaj na złym gruncie, stoi mała, waląca się chałupa. Strzecha poczerniała, odarta, okna bez szyb, piec rozwalony i chwast bujnie na około rozrosły, znamionują, że mieszkańcy tego ustronia dawno ztąd ustąpili, bądź przez śmierć, bądź przez dobrowolne pójście na chleb tułaczy. Opuszczony tym sposobem grunt i chałupa stały najczęściej pusto, często zaś gruntu używał