Strona:Jarema.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a nawet wydało się jéj, że za altanką ktoś zcicha gałąź odsunął, aby również popatrzyć...
Tymczasem pulkownik schwycił oddech i mówił daléj:
— Otoż Władysław chował się sierotą, i widać, że Bóg w niebie czuwał nad nim, bo wyrósł krzepko i zatrzymal zdrowe serce w zdrowém ciele.
Tu spojrzał z ukosa na niecierpliwiącego się coraz więcej proboszcza i tak mówil daléj:
— A kiedy już dzisiaj ma lat dwadzieścia cztéry, toż należy myśleć o sobie i stanąć do szeregu ludzi pracujących dla dobra swego i dla dobra drugich. Ażeby to jednak uczynić, trzeba miéć przecie grunt pod nogami. Wódz, który się gotuje do boju, patrzy naprzód na ziemię, gdzie bój staczać będzie. Nie lubię dzisiejszych ludzi, co to niby do wszystkiego byliby zdatni, gdyby tylko ktoś im dał pozycyą po temu. Jednym się zdaje, że mogą najmniej być mistrzami, nie aplikują nigdy i nigdzie. Inni już z urodzenia zdolni są dowodzić pułkiem, a nie wiedzą, co służba kapralska. Ci znowu byliby najlepszymi gospodarzami, gdyby mogli tylko dostać żonkę z majątkiem. Ja zaś inaczéj o tém wszystkiem sądzę, i dla tego to udaję się do pani dobrodziéjki, bo wiem, co za dom i co za ludzie.
Biedna wdowa była pewna, że nastąpi uroczyste oświadczenie, i już w głowie zbierała na prędce argumenta, aby pułkownika jakoś grzecznie odprawić, a przynajmniej całą sprawę puścić w odwłokę. Do tego jeszcze przyszło jej na myśl, że za kilka dni przypada termin wypłaty wekslu na dość znaczną summę. I jakże to w takiej chwili myśleć o konkurencie?...