Strona:Jarema.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szymek spokojnie obrócił kluczem i odparł:
— Tak jest, jestem Szymek, o którym cała gromada myśli, żeś go utopił.
— A to tymczasem tyś chciał mnie utopić! — krzyknął Jarema — a czemużeś nigdy nieukazał się w gromadzie i nie powiedział, że żyjesz?
— Miałem do tego powody, aby mniemano, żem utopiony —odparł Szymek i zatrzasnął drzwi za Jaremą.
— Szelma! — pomyślał sobie Jarema — jak każdy zawłoka, co nie należy do gromady.
I legł na pryczy z najspokojniejszém sumieniem.
Sędzia powiedział mu, że piętnastu jego towarzyszy z Nowéjwsi siedzi takze w więzieniui i że na kilka lat zakuje ich sąd w kajdany. Ale Jarema z nadzwyczajnym spokojem słuchał tego wszystkiego.
Spokojnie spał, jakby najmniejsza na jego sumieniu nie dążyła wina.
Był on uczniem szkoły, z której wyszedł Szela i towarzysze... Tylko nieco spóźnił się, przez co nanczycielom swoim narobił trochę kłopotu...


We dworze nowowiejskim zgromadziła się w tym dniu znajoma nam drużyna, a gdy z okna ujrzano spalone budynki i sterty pomierzwionéj pszenicy, wstał pułkownik i rzekł:
— A co? nie mówiłem? Na cóż było jeszcze żonę Jaremy do dworu przyjmować — żonę kryminalisty!!!...
I spojrzał z wyrzutem na proboszcza, którego chciał teraz gwałtem pokonać.
Proboszcz zrozumiał to spojrzenie, i smutno popatrzył na wdowę.