Strona:Jarema.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szedł Austryą od krańca do krańca, a cały ten ogrom obszaru, ludzi i wypadków wpakował mu się do mózgu i rozpierał mu nieustannie głowę, która tego wszystkiego należycie pomieścić nie mogła. Dla tego miał o sobie daleko większe wyobrazenie, niż jego przyjaciele sądzić mogli; a gdy ma ci o staroście i o procesie mówili, on myślał o Wiedniu i o ministrze, o którym mniemał, że z dużą, w srebro okutą laską stoi przed pałacem monarchy.
Mimo to podziękował radzącym przyjaciołom i przyrzekł im, że w danym razie z oświadczeń ich korzystać będzie.
A kiedy już sporo po północy kładł się na ławkę, aby się trochę przespać, przed jego oczyma biegały różne rzeczy; ale żadna z nich nie napoiła jego serca tak błogiém uczuciem, jakiego był doznał po zgaszeniu latarki w stajni...
Lecz, gdyby nawet i wspomnienie tego szczęścia było go trochę niepokoiło, jutrzejszy dzień byłby wszystko do reszty zatarł.


We dworze dla jego sprawy nienajlepsze było usposobienie. Zaraz przy śniadaniu zaczęto mówić o tej sprawie. Zgromadzenie było to samo, co i wczoraj; burza bowiem nie dała gościom wczoraj odjechać, a pani Nowowiejska ściśle przestrzegała gościnnych domu swego tradycyj, i gości w domu swoim na czas dłuższy zatrzymać musiała.
Toż, kiedy przy rannej kawie wszyscy się zeszli, (przyczém nadmienić musimy, że Jadwiga w negliży-