twarzy. Nie zastanowił się widocznie. Trudno: nawet uczony pisarz może popełnić błąd.
Ja długo taki błąd robiłem:
Jeżeli ktoś był słaby albo niebardzo mądry, albo brzydki i niemiły, — prosiłem zawsze:
— Bądźcie dla niego dobrzy, miejcie dobre serca, ustępujcie mu.
Aż raz miałem chłopca głupiego, natrętnego i nieprzyjemnego. Miał chore oczy, chore uszy i chory nos. W domu go bardzo bili. Więc właśnie chciałem pokazać, że tu się nim będą opiekowali.
Poczciwi chłopcy zrobili tak, jak prosiłem: pozwalali mu brać piłkę, wtryniać się bez kolejki i wszystko. — A ten głupiec zrozumiał, że teraz jest najważniejszą osobą, zaczął się rozporządzać i rozbijać.
Aż raz patrzę, a on przydusił, leży i bije chłopca spokojnego, dobrego i rozumnego. — Dopiero szarpnąłem go, oderwałem i pchnąłem do pokoju.
— Dosyć tego dobrego. Przyzwyczajony jesteś do kija, a tu nie biją, więc i ty nie bij! Nie umiesz się bawić, to idź precz, rozumiesz? — Jeżeli ci się piłka nie należy, to jej nie łap, rozumiesz?
I dopiero był spokój. Potem zaopiekował się nim poczciwy chłopak, ale z własnej chęci.
Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/97
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.