Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leniuch albo łobuz wywołany: może powie coś śmiesznego. Zaraz w klasie gwar: wesoło wszystkim się robi.
Raz uważa się więcej, raz mniej. Ale nikt nie przeszkadza myśleć, i budzi się w głowie wspomnienie, pytanie, jakiś pomysł wypłynie. Czasem nawet przyjemnie siedzieć sobie cicho i nie myśleć o niczem.
I dzwonek, — i tak co godzina. Raz wcześniej, raz później kończy się szkoła. Dziś był dzień trudniejszy, zato na jutro mniej zadano, albo jutro będzie inny przedmiot albo nauczyciel, którego się lubi.
Ważne, że się wie, co będzie ale niezupełnie: coś może być troszkę inaczej. I kończy się jeden dzień roboczy, zbliża się dzień odpoczynku.
Myśli się co robić, dokąd pójść w święto, żeby się nie nudziło. Liczy się, ile tygodni pozostało do dwutygodniowej przerwy zimowej, do świąt wielkanocnych, do dwumiesięcznych wakacyj, z czego się trzeba poprawić.
Zawsze coś się powtarza, coś nowe, jedno oddala się, drugie zbliża. Jednego oczekuje się z niepokojem, drugiego z radością. Przykrą niespodziankę równoważy inna — miła. Nadzieje i zwycięstwa, zawody i porażki.
Szkoła — dom. Dom szkoła. — Raz biegnie się pośpiesznie do domu na obiad, raz idzie dłuższą drogą, odprowadzając