Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

robić, co chce, złośliwe figle przychodzą mu do głowy. Popycha, zaczepia, warjuje, rozgląda się i szuka, żeby przykrość zrobić i skryć się i uciec. Właśnie przyjemność mu sprawia, co zabronione. Dobierze sobie kolegę albo kolegów, i wspólnie myszkują i broją. Biada dziewczynce, stróżowi, przekupce, żydowi, małemu chłopcu. Jakby chciał właśnie, żeby każdy odrazu wiedział, że łobuz. A śmieją się bezmyślnie i złośliwie, gdy przestraszą albo nawymyślają.
Znam cichych i rozumnych gazeciarzy, którzy nie lubią ale muszą wiele godzin dziennie spędzać na ulicy.
— Ach szczęśliwi, — myśli pilnowany przez rodziców ulicznik.
Nie, ciężka, przykra i niebezpieczna jest praca małego gazeciarza. Po paru dniach nudzi i męczy bieganina i krzyk. Nogi bolą od biegania, gardło boli od wołania. I niepokój, żeby sprzedać gazety i obawa, żeby nie zgubić pieniędzy, żeby nie wykradli, żeby nie wziąć fałszywej monety, żeby nie pomylić się przy wydawaniu reszty, żeby nie wpaść pod auto albo pod tramwaj. — Prędko i zręcznie, ale ostrożnie i z wysiłkiem uwagi przebiegają ulice.
Nieuważny w szkole, tylko zły stopień dostanie, a tu chwila nieuwagi — już kalectwo na całe życie.