Przejdź do zawartości

Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cześć! marynarzu. — Witaj, bohaterze.
Wstrętny!
Są tacy, którym sprawia przyjemność, gdy rozłoszczą. Inni starają się przypodobać. A wogóle często niewiadomo, z czego się śmieją.
Raz w salonie siedziało liczne towarzystwo, a chłopcu kazali częstować czekoladkami. — Owszem, przyjemnie poczęstować, ale czemś swojem i jednego i tego, kogo się lubi. — Ale trudno: kazali. — A chłopiec poślizgnął się, mało się nie przewrócił. — Przestraszył się. — Przecież mógł wysypać czekoladki. — Zaczęli się śmiać i żartować.
Są goście, dla których trzeba być wyjątkowo grzecznym. Jakiś przyjaciel ojca, ktoś, który przyjechał zdaleka albo wyjeżdża na długo. Tu jeszcze więcej trzeba się starać, to gorsze nawet niż egzamin. Uczą deklamować i śpiewać przy gościach. Ach, jak czasem przykro.
Czasem gość nieznajomy przychodzi z dzieckiem, i mówią:
— Idźcie się bawić.
Nie zawsze można na zawołanie.
Dorośli wiedzą, jak z kim rozmawiać, z kim trzeba się krępować, z kim można być swobodnym. Wiedzą, jak zacząć rozmowę choć niebardzo chce się rozmawiać. (A początek zawsze najtrudniejszy.)