Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

recku, a obok niego na stoliku pali się świeca i odbija się w lustrze i można nawet myśleć, że palą się dwie świece.
Po koncercie chłopcy pobiegli do lasu, żeby odpocząć po zabawie, opowiadać sobie wzajem, co widzieli i słyszeli i co będzie po kolacyi. Bo po kolacyi będą jeszcze żywe obrazy, a że nikt nie wie, co znaczy żywe obrazy, więc napewno jest to coś okropnie ciekawego.
Po kolacyi ciemno się zrobiło. Siedzą wszyscy na ławkach, jak w teatrze. Na pierwszych ławkach malcy, na dalszych — starsi, a reszta na stołach.
Kurtyna idzie w górę, ale jeszcze nic nie widać. Dopiero kiedy czerwony bengalski ogień oświetlił obraz, wszyscy doskonale wszystko widzieli.
Pierwszy obraz:
Siedzi dziewczynka bosa i sprzedaje zapałki. A nad nią Zima z długą siwą brodą, z workiem, przewieszonym przez ramię. Zima wyjmuje z worka garść śniegu i sypie na dziewczynę biały śnieg. Dziewczynka zasypia, a Zima pokrywa ją śniegiem. Biedna dziewczynka już nie będzie sprzedawała zapałek.
Drugi żywy obraz będzie jeszcze piękniejszy.
Na scenie jest dużo rzemieślników. Siedzi szewc, kowal, szwaczka, ogrodnik, stolarz, przekupka. Na scenie ciemno jeszcze. Ale oto zjawia się na wzniesieniu jasny Dzień z czerwonemi skrzydłami i pochodnią w dłoni i budzi wszystkich do pracy. Stolarz piłuje, kowal bije młotem, szwaczka szyje,