Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Domyślił się Maciuś, że bardziej dzikich posyła Bum-Drum do Klu-Klu.
Już nie będę mówił, jak dzikusy zachowywali się w ogonku, jak wrzeszczeli, jak opętani, jakie robili miny, pijąc razem wódkę z piwem i winem. Szkoda czasu i nieprzyjemnie nawet czylelnikom o takich okropnościach opowiadać. Dość będzie, jeśli wspomnę, że czterech rozszarpali i zjedli na surowo: nawet piór z włosów nie wyjęli, — gorzej, niż tygrysy.
— Kiedy się to skończy? — pyta się Maciuś i z coraz większą tęsknotą myśli o bezludnej wyspie. Niech robią, co chcą: niech się kłócą, godzą, dają i zabierają prawa, niech się nawet zjadają, byle już bez niego.
Wreszcie ostatni kubek octu (bo zabrakło i piwa), ostatni groszek, ostatni dzikus.
Nareszcie.