Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lewski samochód, trudno już było poznać, co wczoraj się działo.
A no dobrze: czeka Maciuś na wiadomości. Wieczorem dowie się o wszystkiem.
Tymczasem Klu–Klu zaczęła znów lekcje z murzyńskiemi dziećmi. Maciuś był na lekcji i dziwił się, że czarne dzieci tak prędko się uczą. Dopiero Klu–Klu wytłomaczyła, że na setników wybrała najzdolniejsze i najpilniejsze, a tamte już tak prędko uczyć się nie będą. Nie wiedziała biedna Klu–Klu, jak niedługo i jak smutnie jej lekcje będą przerwane.
Pierwszy, jak zwykle, przyjechał prezes ministrów. Bo że wczoraj przyszedł pierwszy minister wojny, to dlatego, że przyzwyczajony do marszów.
Prezes ministrów niósł pod pachą pakę papierów, a sam smutny jakiś i zakłopotany.
— I cóż, panie prezesie ministrów?
— Źle, — westchnął. — Ale można się było tego spodziewać. Może nawet i lepiej.
— Więc co? Mów pan prędzej.
— Wojna!
Maciuś drgnął.
Zebrali się wszyscy.
Stary król zrzekł się tronu, oddał koronę synowi. Syn wypowiedział wojnę i odrazu ze swoim wojskiem ruszył w kierunku stolicy.
— Więc przeszedł granicę?
— Przed dwoma dniami. Już uszedł czterdzieści wiorst.
Zaczęło się odczytywanie depesz i listów.