Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/235

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Aresztuję pana w imieniu prawa, jako szpiega i zdrajcę. Zgodnie z paragrafem 174 będzie pan powieszony.
    A temu oczy wyszły na wierzch, jak gały, zaczął wycierać pot z czoła, ale udaje jeszcze spokojnego.
    — Panie ministrze, ja nic nie wiem, ja nic nie rozumiem. Jestem chory, mam kaszel. Bo szybę wybili w moim gabinecie. Muszę iść do domu, położyć się do łóżka.
    — Nie bratku, nie uciekniesz mi. Już ciebie w więzieniu wyleczą.
    Wchodzi pięciu więziennych stróżów i zakładają mu łańcuchy na ręce i nogi.
    — Co się stało? — pytają zdumieni ministrowie.
    — Zaraz panowie zobaczycie. Proszę, niech wasza królewska mość złamie pieczęcie tych listów.
    Maciuś otworzył koperty i pokazał papiery fałszowane.
    Tam było napisane:
    „Teraz, kiedy wszyscy dzicy królowie są moimi przyjaciółmi, nie dbam o was wcale. Pobiłem was raz, pobiję drugi raz. I wtedy będziecie się mnie słuchali. Wypowiadam wam wojnę“.
    A piąty stróż więzienny wyjmuje z kieszeni pomocnika sekretarza zgniecione razem z chustką do nosa zaproszenia do białych królów.
    Okutemu w kajdany kazano podpisać protokuł, że to wszystko prawda. Wezwano telefonicznie sekretarza stanu, który przestraszony zaraz przyjechał.
    — Ach to łajdak — krzyczał. Ja chciałem przyjść sam, a on tak mnie prosił, że chce mnie zastąpić;